Nadszedł czas na najbardziej spektakularny etap naszej wędrówki przez Szlak Karpacki: Bieszczady. Góry, które przyciągają aurą tajemniczości, historiami o zakapiorach, zapomnianymi wioskami i unikalnymi w skali kraju połoninami. Widoki z Bukowego Berda, Wielkiej Rawki czy z Dziurkowca naprawdę zapierają dech w piersiach. Zapraszamy na relację z tego odcinka niebieskiego szlaku Rzeszów – Grybów.
Przeczytaj również: Szlak Karpacki – najdzikszy szlak w Polsce
Szlak Karpacki: Bieszczady – dzień 12
Dzień rozpoczynamy od śniadania pod cerkwią św. Mikołaja w Polanie. Jeśli chcesz dowiedzieć, jak znaleźliśmy się w tej wiosce, zachęcamy do lektury relacji z Gór Sanocko-Turczańskich TUTAJ. Wracając do cerkwi, pochodzi z 1790 roku, od 1969 roku użytkowana jest przez Kościół Katolicki. Z rana jest tutaj niesamowicie cicho i spokojnie, możemy więc nabrać sił na cały dzień, który zapowiada się ekscytująco, ale również dosyć wymagająco.
Jest naprawdę upalnie – termometr, który nieoczekiwanie mijamy po wyjściu z Polany, wskazuje na słońcu 34° C, a jest dopiero 9:30! Dlatego czym prędzej zmierzamy na grzbiet pasma Otrytu, które zaoferuje nam las i upragniony cień. Po drodze mijamy bardzo przyjemną altankę z miejscem postojowym dla rowerów oraz retorty – specjalne piece, służące do wypalania węgla drzewnego. To nie ściema – prawdopodobnie robiąc grilla, korzystasz z brykietu, który produkowany jest właśnie w Bieszczadach!
Pasmo Otrytu jest też najczęściej wskazywaną granicą pomiędzy Bieszczadami a Górami Sanocko-Turczańskimi. Przed finalnym podejściem na grzbiet trafiamy na słupek, który informuje nas o „niebezpiecznych pracach z zakresu pozyskania i zrywki drewna”. Z tego powodu wyznaczono kolejne obejście szlaku niebieskiego, które niestety niemal całkowicie omija Rezerwat Hulskie – chyba najdzikszy w całych Bieszczadach.
Chata Socjologa
Na Otrycie, a dokładniej przy jednym ze szczytów pasma – Otrycie Wyżnym, znajduje się Chata Socjologa. Jest to nieźle oldchoolowe schronisko, w którym nie ma ani prądu, ani wody. To znaczy woda jest – ze strumienia znajdującego się kilkaset metrów od budynku. Prąd też już się w małych ilościach pojawił – w postaci baterii słonecznych.
Chata powstała w 1973 roku, z inicjatywy Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego – stąd też jej nazwa. Od samego początku miała być miejscem swobodnych spotkań, wymiany poglądów czy organizowania obozów wędrownych. Ze względów ideowych w Chacie obowiązuje zakaz używania telefonów komórkowych – zasięg i tak jest raczej iluzoryczny 🙂
13 stycznia 2003 roku pierwotny budynek spłonął, pozostał po nim jedynie kominek. Społeczność skupiona wokół Chaty Socjologa wykazała się jednak niesamowitym zorganizowaniem, odbudowując przybytek w nieco ponad rok! W 2015 roku obok Chaty dobudowano małe obserwatorium astronomiczne. Nic dziwnego – w Bieszczadach funkcjonuje Park Gwiezdnego Nieba, który chroni nocne niebo przed zanieczyszczeniem światłem, tak powszechnym w polskich miastach.
Przeczytaj również: Chata na Łopienniku – tajemnica nieistniejącego bieszczadzkiego schroniska
Czas nam znikać do Dwernika
Po odpoczynku na polanie znajdującej się obok Chaty (i oferującej piękne widoki na okoliczne szczyty) zbieramy się w dalszą drogę. Naszym celem jest wieś Dwernik, leżąca w dolinie Sanu, oraz znajdujący się w niej sklep z zimnym piwerkiem. Trasa, mimo sporej ilości błotnistych odcinków, jest szybka i przyjemna, spotykamy też całkiem sporą liczbę turystów – to przedsmak tego, co będzie się działo na najpopularniejszych bieszczadzkich szlakach.
Dwernik to osada, której historia sięga XVI wieku. To właśnie z rodziny szlacheckiej Dwernickich herbu Sas wywodzi się generał Józef Dwernicki, uznawany za jednego z największych dowódców w historii polskiej wojskowości, uczestnik wojen napoleońskich i powstania listopadowego. Dwernik to również jeden z najstarszych na świecie ośrodków wydobycia ropy naftowej. Po drugiej wojnie światowej wieś uległa całkowitemu zniszczeniu – jednym z nielicznych ocalałych świadectw jej przedwojennego istnienia są ruiny cmentarza.
Wszystkie dzisiejsze zabudowania powstały po 1956 roku. Jednym z nich jest kościół św. Michała Archanioła, zbudowany w latach 1979-81. Jako materiału do budowy użyto fragmentów rozebranej cerkwi z nieodległych Lutowisk. Świadczy o tym inskrypcja z datą 1898, znajdująca się nad wejściem do kościoła – jest to data budowy cerkwi w Lutowiskach.
Czy po Magurze Stuposiańskiej grasuje niedźwiedź?
Z Dwernika szlak odbija na Magurę Stuposiańską – pierwszy na naszym szlaku szczyt powyżej 1000 m n.p.m. (dokładnie 1016 m n.p.m.). Wydawałoby się, że akurat w Bieszczadach szlaki będą porządnie oznakowane – nic z tych rzeczy, udaje nam się dwukrotnie zejść z trasy 🙂 Widać również, że szlak jest mało uczęszczany – nieco zarośnięty, kilka powalonych drzew, a po drodze spotykamy tylko jedną parę turystów.
A, no tak, zapomniałbym. Tytuł tego akapitu to nie jakiś tani „clickbait” – o ile w okolicy Huty Brzuski nie byliśmy pewni, czy spotkaliśmy niedźwiedzia, tym razem nie mamy wątpliwości. Idąc ochoczo szlakiem, słyszymy nagle szelest po naszej lewej stronie. Okazuje się, że przy samej ścieżce, w zaroślach, buszuje sobie niedźwiedzica z małym! Martyna ma jedynie przyjemność nawiązania kontaktu wzrokowego z tyłkiem małego niedźwiadka. Na szczęście misie nie kwapią się do poznania nas bliżej – coś naprawdę interesującego musiało znajdować się w tych krzakach!
Nieźle zestresowani idziemy szybko dalej – szczyt osiągamy w zaskakująco dobrym tempie! 🙂 Stąd jest już naprawdę blisko do dzisiejszego celu naszej wędrówki – Koliby pod Przełęczą Przysłup Caryński. Aby tam dotrzeć, musimy zejść 200 metrów poniżej poziomu szlaku, ale uwierz mi, Drogi Czytelniku, że warto – ciepła strawa, piękny widok na Tarnicę oraz Bukowe Berdo i idealne miejsce pod namiot – tego nam trzeba!
Niebieski Szlak Rzeszów-Grybów, dzień 12:
Szlak Karpacki: Bieszczady – dzień 13
Kolejny dzień wita nas przepięknymi widokami – okazało się, że przez noc Bukowe Berdo i Tarnica nie zniknęły 🙂 Po pysznym schroniskowym śniadaniu zbieramy się do drogi – przed nami dzisiaj dłuuuuuga trasa! Szlak z Przysłupia Caryńskiego do Widełek nie przysparza nam problemów, poza samą końcówką – znienacka oznakowanie nakazuje nam wejść w totalne zarośla, podczas gdy obok mamy piękną szosę. Olewamy tę dziwną prośbę i do głównej drogi docieramy wspomnianą szosą. Jest to zdecydowanie dobry wybór, co potwierdza pan w punkcie kasowym.
Tak, tak, aby iść dalej, musimy zapłacić – Bukowe Berdo znajduje się na terenie Bieszczadzkiego Parku Narodowego, do którego wstęp jest płatny. Pan z punktu potwierdza również obecność niedźwiedzicy z małym w okolicy Magury Stuposiańskiej oraz stwierdza, że tempo naszego marszu Szlakiem Karpackim nie jest zbyt porywające. Cóż, trudno się z nim nie zgodzić! 🙂
W mojej opinii Bukowe Berdo to najpiękniejsza z polskich połonin. Nie inaczej – Bukowe Berdo też należy do grupy połonin, nazywane jest również Połoniną Dźwiniacką. Czym w ogóle jest połonina? Samo słowo wywodzi się z języka rusińskiego i oznacza miejsce płowe, nienadające się pod uprawę. W praktyce chodzi o obszary muraw alpejskich i subalpejskich ponad granicą bieszczadzkich lasów. Połoniny powstały w rezultacie naturalnych procesów, ale zostały znacznie poszerzone wskutek działalności człowieka. Słowo „berdo” natomiast oznacza w gwarze bojkowskiej „skalisty szczyt”.
Wyżej już nie będzie! 🙂
Już na samym początku podejścia na Bukowe Berdo otrzymujemy kolejną zmianę przebiegu szlaku. Na szczęście oznakowanie jest tutaj prawidłowe i nikomu nie powinno przysporzyć problemów. Przed samym wyjściem w partie szczytowe połoniny korzystamy jeszcze z odpoczynku w altanie. Takie solidne altany są charakterystycznymi punktami na głównych bieszczadzkich szlakach – stanowią schronienie w przypadku niespodziewanego załamania pogody.
Docieramy w końcu na grzbiet i, co tu dużo mówić, zaczynamy chłonąć przepiękne widoki. Szlak przez najbliższe kilometry oferuje prawdziwe widowisko – możemy napawać się panoramą zarówno polskiej, jak i ukraińskiej części Bieszczadów, a także podziwiać Góry Sanocko-Turczańskie. Bukowe Berdo to również miejsce, gdzie Szlak Karpacki osiąga najwyższą wysokość – w okolicach szczytu Krzemień wchodzimy na około 1320 m n.p.m. No to teraz będzie już z górki! 😀
W sumie to tak nie do końca – Przełęcz Goprowców, która oddziela Bukowe Berdo od pasma Tarnicy, oznacza najpierw moooocne schodzenie, a potem mocne wchodzenie. Po osiągnięciu Przełęczy pod Tarnicą, Martyna odpoczywa, a ja robię szybki „skok w bok” na szczyt Tarnicy – najwyższego punktu w polskich Bieszczadach (1346 m n.p.m.).
Nieznane Wołosate
Z Przełęczy pod Tarnicą szlak prowadzi nas do Wołosatego. Wieś tę odwiedzaliśmy już wiele razy, nigdy jednak nie zaszliśmy do cmentarza, który znajduje się tuż przy szlaku. Tym razem nie popełniamy tego błędu. Dzięki temu dowiadujemy się, że pochowana jest tu miejscowa ludność i żołnierze polegli w trakcie I wojny światowej. Na terenie cmentarza znajdują się również pozostałości cerkwi z 1872 roku, spalonej w 1946 roku. Obok zaś podziwiać możemy rekonstrukcję żurawia z prawdziwą studnią. Tak to się kiedyś żyło!
Czeka nas teraz półtoragodzinna wycieczka asfaltem do Ustrzyk Górnych. Urozmaicamy ją minięciem kropki oznaczającej początek Głównego Szlaku Beskidzkiego (najdłuższego szlaku pieszego w Polsce) oraz odwiedzeniem torfowiska Wołosate. Naprzeciwko torfowiska znajduje się również porządna altana – nie możemy przejść obok niej obojętnie!
W Ustrzykach Górnych bardzo tłoczno – udaje nam się wyprosić miejsce w Domu Pielgrzyma znajdującym się obok kościoła. Dzięki temu możemy w miarę wygodnie odespać trudy dzisiejszego dnia. Jutro robimy sobie dzień wolnego i korzystamy z pięknej pogody!
Niebieski Szlak Rzeszów-Grybów, dzień 13:
Szlak Karpacki: Bieszczady – dzień 14
Ten dzień spędzamy na przeprowadzce na pole namiotowe, pranie, plażing nad potokiem i zwiedzanie Zielonego Domku. Skupimy się tylko na tej ostatniej aktywności. Zielony Domek to tak naprawdę Ośrodek Historii Turystyki Górskiej PTTK. Nazwa pochodzi od charakterystycznego budynku, w którym mieści się muzeum.
Jeśli kiedykolwiek będziesz w Ustrzykach Górnych i choć trochę interesuje Cię historia Bieszczadów oraz całych Karpat Wschodnich, to bardzo zachęcam Cię do odwiedzenia ośrodka. W dwóch niepozornych pomieszczeniach znajdziesz mnóstwo eksponatów przybliżających kulturę bojkowską i łemkowską, a także bardzo ciekawe mapy. Na przykład takie pokazujące rozkład cerkwi na tych terenach czy rozmieszczenie dawnych polskich schronisk na terenie obecnej Ukrainy i Rumunii.
Do tego pan przewodnik to prawdziwa skarbnica wiedzy. Opowiada nam na przykład, że Główny Szlak Beskidzki wytyczono w latach międzywojennych. Zaczynał się on tak jak teraz w Ustroniu, ale biegł aż w Góry Czywczyńskie i miał około 750 km długości (obecny ma 519 km). Bieszczady były wtedy raczej omijanym turystycznie terenem – dużo bardziej przyciągały Polaków wyższe karpackie pasma, takie jak Czarnohora czy Gorgany.
Ale dosyć tych teorii, przed nami kolejne zmagania z bieszczadzkim odcinkiem Szlaku Karpackiego! O tym jednak już w kolejnej relacji 🙂
Czytaj dalej: Szlak Karpacki – Bieszczady (część 2)
Jeśli artykuł Szlak Karpacki: Bieszczady Ci się spodobał, zachęcamy do pozostawienia komentarza – będziemy wiedzieć, że tworzenie takich treści ma sens! Zapraszamy również na nasz profil na Facebooku i Instagramie – staramy się tam na bieżąco umieszczać zdjęcia i relacje z naszych podróży. Kto wie, może znajdziesz tam inspirację na Twoją kolejną wycieczkę?
Poniżej nieco więcej zdjęć z tego etapu Szlaku Karpackiego: